W poniedziałek ruszył proces Stanisława S. oskarżonego o zabójstwo Krystyny, kelnerki z restauracji Topaz w Zielonej Górze. Został jednak utajniony w całości. Wnioskowała o to obrona oskarżonego i prokurator. Do gwałtu i zabójstwa doszło 27 lat temu.
Stanisław S. do sądu wszedł skuty, w asyście policjantów. Został doprowadzony z aresztu śledczego w Zielonej Górze. Trafił tam po tym jak został aresztowany przez sąd. – Żeby się wam aparaty nie zacięły – skwitował media oczekujące na jego wprowadzenie do gmachu sądu.
Proces nie odbędzie się z udziałem mediów. Tak zadecydował sąd po wniosku złożonym przez obrońcę oskarżonego. O to samo wniósł Stanisław S. Do wniosku przychylił się również prokurator oskarżający Stanisława S. Wniosek był motywowany tym, że podczas procesu będą poruszane sprawy intymne dotyczące oskarżonego oraz innych osób, co może wpływać na ich dobro.
– Tylko dożywocie – powiedział na sądowym korytarzu Jan Wolak, brat zamordowanej Krystyny. Wspominając dzień, w którym do drzwi zapukała milicja i poinformowała o zamordowaniu Krystyny mówi, że to było coś okropnego. – Nie miałem wtedy auta, wsiedliśmy z mamą w pociąg i pojechaliśmy do Zielonej Góry. To była masakra – mówi J. Wolak.
Brat zamordowanej Krystyny mówi, że była przypadkową ofiarą bestii. – Nie znała go. Do Zielonej Góry przyjechała ze Świnoujścia po skończeniu tam szkoły handlowej – wspomina J. Wolak. Wcześniej mieszkała w Głogowie. – Morderca też był z Głogowa – mówi brat zamordowanej dziewczyny. Krysia pracowała w zielonogórskiej restauracji Topaz przez kilka lat. Tam pewnie wypatrzył ją morderca. Znajomy z kelnerskiej branży tamtych lat wspominając koleżankę mówił, że była piękną kobietą. – Podobała się mężczyznom. Miała włoski typ urody – mówi znajomy ofiary.
Mama zamordowanej dziewczyny do sądu przyniosła zdjęcie Krysi. Płakała. Dla niej to ciągle niezagojona rana. – Ona była taka młoda. Miała 33 lata – mówi mama Krystyny. Osierociła syna, który z czasem wyjechał do Kalifornii.
W sądzie pojawiła się również ciocia Krystyny. – To straszne, ale dla mnie jedyną sprawiedliwą karą jest ta najwyższa z możliwych, ale nie ma kary śmierci – mówi pani Helena.
W listopadową noc 1987 r. kobieta prawdopodobnie wracała z pracy w restauracji Topaz przy ul. Bohaterów Westerplatte. Została zaatakowana na ul. Chopina, kiedy wracała do domu. Morderca brutalnie ją zgwałcił i zamordował dusząc. Szybko został ustalony podejrzany. W miejscu zabójstwa zabezpieczono wiele śladów na ubraniach kobiety. Ważnym materiałem było nasienie sprawcy gwałtu i morderstwa. Niestety, w tamtych czasach nie było badań DNA. Postępowanie wobec braku dowodów oraz niewykrycia sprawcy zostało umorzone 28 grudnia 1988 r.
Przez niemal 26 lat sprawa leżała na półce. W tym czasie podejrzany wyjechał do Niemiec. Zamieszkał w okolicach Düsseldorfu. Dostał również niemieckie obywatelstwo. Śledztwem na nowo zajął się prokurator Jarosław Kijowski z V wydziału śledczego zielonogórskiej prokuratury okręgowej.
Sprawa była bardzo trudna. Trzeba było uzyskać materiał porównawczy do badań DNA. Prokuratura dotarła do braci podejrzanego. Ustalono prawdopodobieństwo, ale i to było za mało, by zatrzymać mężczyznę. Na tej podstawie prokuratura podjęła próbę wznowienia postępowania.
Kiedy dowody były wystarczające, sąd w Niemczech aresztował 54-letniego mężczyznę. Został on przekazany stronie polskiej. Proces trwa.
Oskarżonemu grozi kara najwyżej 25 lat więzienia. Sąd musi zastosować się do wymiaru kary, który obowiązywał w chwili popełnienie przestępstwa.