Rafał P. do zielonogórskiego Sądu Okręgowego przyjechał z aresztu, w którym siedzi od listopada ubiegłego roku. Wysoki, silnie zbudowany mężczyzna, skuty kajdankami za ręce i nogi został przez policjantów wprowadzony na salę rozpraw. Sąd wyłączył jawność procesu ze względów rodzinnych ofiary i oskarżonego.
Wtorek 21 czerwca, od drzwi wejściowych słychać dźwięk łańcuchów krępujących nogi oskarżonego. Wysoki mężczyzna ma również skrępowane kajdankami ręce. Znika w pomieszczeniu dla oskarżonych konwojowanych przez policję z aresztów. Ostatni raz Rafał P. w sądzie był w listopadzie ub.r. Został wtedy aresztowany pod zarzutem zabójstwa swojego brata Michała w sadzie w Starym Kisielinie, dzielnicy Zielonej Góry.
Na sali sądowej stawili się obrońca, świadkowie i ojciec Rafała. Nie przyszła matka oskarżonego o bratobójstwo. Ojciec wyjaśniał, że dziś jest miesięcznica śmierci ich syna i nie wytrzymała tego emocjonalnie. Przeżycia w sądzie byłyby dla niej zbyt silne.
Wstaje Rafał poproszony o to przez sędziego. Oskarżony wygląda dobrze. To duży mężczyzna. Broda krótko przystrzyżona, włosy na jeża i wyprasowana koszula wpuszczona w spodnie. Rafał ma wykształcenie podstawowe, zawód spawacz. Pracuje w sadzie, którego jest udziałowcem. Był karany za prowadzenie po pijanemu. Wcześniej leczył się także odwykowo. Od chwili aresztu z pewnością nie miał alkoholu w ustach. Odpowiada oskarżony o zabójstwo swojego brata Michała. 32-latkowi grozi za to kara nawet dożywotniego więzienia. Mimo wszystko oskarżony jest spokojny. Patrzy na siedzącego na sali ojca. Wykonuje w jego kierunku delikatne gesty, tak jakby go uspokajał chcąc powiedzieć „będzie dobrze”. Widać również, że ojciec będzie zaangażowany w rozprawę.
Na wiosek obrońcy oskarżonego oraz rodziny Rafała P. sąd wyłączył jawność rozprawy. Decyzja była podyktowana tym, że będą poruszane delikatne i często drażliwe tematy oraz kwestie rodzinne, które nie powinny ujrzeć światła dziennego. Obrona wniosła jednak o pozwolenie na uczestniczeniu w procesie dwóch osób w charakterze mężów zaufania. Sąd się na to zgodził. Od tej chwili wszystkie ustalenia procesu będą utajnione. Jawny będzie wyrok.
Obrona wystąpiła z nowymi wnioskami dowodowymi. Obrońca oskarżonego nie zgadza się z opinią biegłych dotyczącą stanu zdrowia Rafała P. Chce również ustalenia czy w chwili morderstwa nie doszło do obrony koniecznej lub czy oskarżony nie działał pod wpływem silnego wzburzenia i nie był w stanie pokierować swoim zachowaniem.
Do morderstwa doszło w sobotę 21 listopada ub.r. Wieczorem zielonogórska policja dostała zgłoszenie o mężczyźnie dźgniętym nożem. Na miejsce pojechały patrole policji. Osoba, która informowała o rannej osobie mówiła, że wychładza się, co sugerowało, że jest w ciężkim stanie. Michał P. zmarł z powodu rany zadanej nożem. Zaraz po zdarzeniu prawdopodobnie morderca dał znać rodzinie o tym co zrobił. Potem uciekł z posesji. Przez całą noc szukała go policja. Został zatrzymany w niedzielę 22 listopada nad ranem.
Rafał P. był przesłuchiwany w zielonogórskiej prokuraturze rejonowej. Początkowo nie przyznawał się do zabójstwa. Zasłaniał się brakiem pamięci z powodu wypitego alkoholu. W chwili zatrzymania wydmuchał promil alkoholu. ,,Przyciśnięty” przez prokuratora, ,,pękł” i przestał kłamać. Przyznał się do zabójstwa brata.
Z ustaleń prokuratury wynika, że do zabójstwa doszło podczas kłótni między braćmi. Rafał chwycił za nóż i zadał nim kilka ciosów swojemu bratu Michałowi. Jeden z ciosów zadanych nożem przerwał aortę. Oskarżony Rafał P. podczas wizji lokalnej opowiedział dokładnie jak wyglądało zabójstwo Michała. Wtedy również przyznał się do zabójstwa brata
Rafał i Michał pochodzili z bogatej rodziny, która miała między innymi hurtownię alkoholi. Obaj bracia dawno temu wpadli w nałóg alkoholowy i uzależnienie od narkotyków. Nałogi szybko spowodowały ich odizolowanie od znajomych. Chodzili po mieście naćpani, bełkotali, zaczepiali ludzi. Mieszkali sami w sadzie w Starym Kisielinie. Nikt ich nie odwiedzał, oni nikogo nie zapraszali. Z grona znajomych nie było już nikogo. Jedno wspólne pozostało niezmienne, awantury. – Bracia cały czas się kłócili, a pijani byli nieznośni i agresywni – mówią ludzie z Kisielina. Z drugiej strony byli za sobą właśnie jak bracia. – To nie do zrozumienia, kochali się i nienawidzili, tak było od zawsze – opowiadała nam koleżanka Rafała.
Policja jeździła na interwencje do sadu w Starym Kisielinie. Mundurowi interweniowali, bo dwóch dorosłych mężczyzn kłóciło się między sobą jak dzieci. Agresja wobec siebie narastała. W 2014 r. policja interweniowała, bo Michał zadał Rafałowi cios nożem w nogę. W końcu doszło do tragedii.