Kompletnie pijany lekarz Tomasz T. uciekał policji i spowodował poważny wypadek. Idzie za to do więzienia (ZDJĘCIA)

Anestezjolog Tomasz T., który uciekając policji, po pijanemu spowodował wypadek na trasie pod Zieloną Górą idzie za to do więzienia na 2,5 roku. Ma też zapłacić 40 tys. zł odszkodowania osobie poszkodowanej w wypadku. Sąd apelacyjny utrzymał w mocy wyrok zielonogórskiego sądu.

Siedem lat temu pijany anestezjolog Tomasz T. uciekał zielonogórskiej policji. Spowodował wypadek Dwie ciężko ranne osoby trafiły do szpitala. Po siedmiu latach wyrok skazujący powoduje, że lekarz idzie do więzienia na 2,5 roku. Ma również zapłacić odszkodowanie w wysokości 40 tys. zł osobie, która ucierpiała w wypadku. Wyrok jest prawomocny.

--- Czytaj dalej pod reklamą ---

Anestezjologowi Tomaszowi T. została już tylko kasacja wyroku, co jest niemal niemożliwe. Od obrońcy lekarza dowiedzieliśmy się, że poczekają na uzasadnienie wyroku apelacyjnego i wtedy podejmą decyzję co do wniosku o kasację wyroku.

Do wypadku doszło 6 października 2009 r. Tomasz T. jechał subaru. Nie zareagował na sygnały z policyjnego radiowozu do zatrzymania się. Zaczął uciekać. Jechał z ogromna szybkością. Na łuku drogi zjechał na przeciwległy pas ruchu i tam ciężkim subaru staranował peugeota. Dwie ciężko ranne osoby z peugeota zostały przewiezione do szpitala. Jedna była operowana.  Zaraz po wypadku Tomasz T. zachowywał się agresywnie w stosunku do policjantów. Obrażał i wyzywał funkcjonariuszkę. Chciał kopnąć policjanta. Nie stosował się do poleceń mundurowych. W końcu został zakuty w kajdanki. I nawet wtedy szalał w radiowozie.

Zatrzymany anestezjolog był kompletnie pijany. Miał 2,3 promila alkoholu we krwi. Ta została mu pobrana nie w szpitalu w Zielonej Górze, ale dopiero w Nowej Soli, w dodatku trzy godziny po zatrzymaniu. Personel zielonogórskiego szpitala odmówił pobrania krwi od pijanego lekarza tłumacząc się brakiem czasu. Badała to prokuratura i ostatecznie umorzyła podstępowanie. Uznano, że personel był zajęty ratowaniem życia osób z wypadku, który spowodował właśnie Tomasz T.

Zielonogórska prokuratura chciała aresztu dla Tomasza T. Sąd aresztował anestezjologa uznając, że wyjdzie on z celi po wpłaceniu kaucji. Lekarz za kratkami ostatecznie był jednak krótko. Prokuratura szybko oskarżyła medyka. Ruszył proces, bardzo długi. W 2010 r. sprawa została niespodziewanie umorzona przez sąd z powodu… braków w dokumentacji. Prokuratura nie dała jednak za wygraną. W odwołaniu do sądu prokurator napisał, że umorzenie nie mogło zostać podjęte z powodu niepełnej dokumentacji biegłych. Sprawa wróciła do prokuratury rejonowej w Zielonej Górze i proces zaczął się od nowa.

Trzy lata po wypadku zmarła osoba poszkodowana przez pijanego lekarza. Sąd próbował ustalić, czy śmierć z powodu niewydolności nerek miała związek z wypadkiem. Nie udało się jednak tego dowieść, chociaż opinia biegłego taki właśnie związek sugerowała. Ostatecznie teza ta upadła.

W międzyczasie anestezjolog, który przed wypadkiem pracował w szpitalu w Sulechowie, zaczął pracę w szpitalu w Szpitalu Klinicznym im. Ks. Anny Mazowieckiej. Dyrekcja szpitala zatrudniła go, bo wygrał konkurs. Anestezjolog Tomasz T.  dalej pił. W grudniu 2011 r. Tomasz T. przyjechał karetką reanimacyjną do ciężko chorego pacjenta. Medyk był kompletnie pijany. Pacjent zmarł. Po tym wydarzeniu Tomasz T. został zawieszony przez prokuratora w obowiązkach służbowych.

Wybrykom anestezjologa nie było jednak końca. W stycznia 2014 r. stawił się w zielonogórskim sądzie jako świadek. Przed rozpoczęciem rozprawy usiadł na ławce  sądowego korytarza i wyciągnął butelkę z alkoholem. Lekarz pił nie kryjąc się z tym. Sędzia Adam Gepart natychmiast zorientował się, że ma do czynienia z pijanym świadkiem. Na miejsce została wezwana policja. Tomasz T. wydmuchał około  trzech promili. Sędzia Gepart uznał to za obrazę sądu i Tomasz T. został skazany na siedem dni aresztu.