O karę dożywotniego więzienia dla Roberta M. wniósł dziś przed zielonogórskim sądem prokurator argumentując, że doszło do zbrodni ze szczególnym okrucieństwem. Obrona sugerowała, że „pech tak chciał”, ale Rober M. nie działał z zamiarem zamordowania Asi.
Dziś w zielonogórskim Sądzie Okręgowym przesłuchano ostatniego świadka w sprawie dotyczącej morderstwa Stanisławy z Żagania. Dorota T. została na sprawę doprowadzona przez policję. Wcześniej kilka razy nie stawiła się w sądzie i nie odbierała wezwań.
Robert M. został wprowadzony na salę rozpraw skuty kajdankami i łańcuchami. Miał skrępowane ręce i nogi. To barczysty mężczyzna z ogoloną na łyso głową. Bez spoglądania na Dorotę słuchał jej zeznań. Kobieta opowiadała, że morderca wszedł do domu Asi i zaczął awanturę. Był pijany i agresywny. Wymachiwał jej nożem przed gardłem. Kobieta w końcu uciekła z mieszkania. Potem doszło do zbrodni. Świadek na sali sądowej nie potrafiła jednak rozpoznać Roberta M. On zapewnił sąd, że w dniu tragedii Doroty w domu nie było.
Dziś sąd zamknął przewód. Odbyły się również mowy końcowe. Prokurator zażądał dla Roberta M. kary dożywotniego więzienia. Uzasadniał to zbrodnią ze szczególnym okrucieństwem, której dopuścił się oskarżony. – Nie ma żadnych okoliczności łagodzących – mówił prokurator. Oskarżyciel, powołując się na wyniki sekcji zwłok ofiary, powiedział o 36 ciosach zadanych kobiecie, z których 21 to ciosy od dwóch noży, kuchennego i do cięcia płytek. Kobieta miała złamany nos i szczękę oraz zmiażdżone kości czaszki. To wszystko od silnych ciosów zadanych przez Roberta M. rękoma lub nogą. Tym samym doszło do szczególnego udręczenia. Prokurator dodał, że zbrodnia została zaplanowana. Robert M. przyszedł do mieszkania Asi, żeby ją zabić. Jedynym motywem mordu było rozstanie się z ofiarą.
Siostra ofiary Bożena Opioła zanim zaczęła mowę końcową pokazała sądowi obrazki narysowane przez dzieci zamordowanej Asi. Płakała. Dla niej jedyną karą jest dożywocie dla mordercy bez możliwości ubiegania się o wcześniejsze opuszczenie więzienia. Mówiła, że boi się Roberta M., powołując się na wspomnienia dzieci opisała ostatnie tragiczne chwile siostry. – Siedząc na niej, trzymając silną rękę jej drobną rączkę odebrał jej życie – mówiła B. Opioła. Opowiadała, że siostra wcześniej zgłaszała policji groźby kierowane wobec niej przez Roberta. Zapewniła również, że to ona, a nie Asia ugodziła Roberta nożem w plecy. Kiedy? – W chwili gdy był wyprowadzany przez policję z mieszkania Asi zaraz po morderstwie – mówi B. Opioła. Oskarżycielka posiłkowa podkreśliła, że dzieci tęsknią za matką i cierpią z powodu jej braku. – On zniszczył im życie, zniszczył ich dzieciństwo – mówiła przed sądem. Na koniec B. Opioła powiedziała, że oskarżony gwałcił jej siostrę. Morderstwo widziały dzieci Asi, co podkreśliła B. Opioła.
Obrona zapewniła, że nie ma mowy o celowym działaniu. – Pech tak chciał – mówił mecenas broniący Roberta M. Sugerował, że mężczyzna kochał dzieci twierdząc, że z tego powodu nie chciałby śmierci ich matki. Obrońca powiedział, że śmierć Asi była przypadkiem, a morderca działał pod wpływem emocji oraz alkoholu. Spotkał się z Asią podczas Jarmarku Michała. Była z nowym mężczyzną. Pokłócili się. – Chciał dowiedzieć się o dzieci – mówił obrońca. Wtedy postanowił pójść do mieszkania byłej partnerki. Był pijany. Potem doszło do morderstwa, ale w obronie koniecznej, a nie z premedytacją.
Oskarżony czytał tekst mowy końcowej, którzy przygotował na rozprawę. Zapewniał, że bardzo kochał Asię, dlatego odszedłem od niej. – Nie chciałem dalszych awantur – mówił Robert M. Zależało mu tylko na dobru dzieci. To im właśnie zapewnił mieszkanie, którego wcześniej nie mieli. – Ale w nasze życie wkradła się rutyna i nuda – mówił. Żałuje, że nie posłuchał rodziny i w tragiczny dzień nie został w domu tylko poszedł do Asi. Przeprosił rodzinę zamordowanej dziewczyny.
Sąd wkrótce wyda wyrok.
Przypomnijmy. Do tragedii doszło 22 września 2011 w Żaganiu. Robert M. wtargnął do mieszkania Asi, pociął jej nadgarstki i poderżnął gardło. Wszystko widziały dzieci zamordowanej kobiety.