W środę, 20 lutego, przed zielonogórskim sądem rejonowym zapadł wyrok w procesie sadysty, który zabił i żywcem palił jeże. 23-letni Przemysław P. został skazany na 1,5 roku bezwzględnego więzienia i nawiązkę w wysokości 5 tys. zł. Nie stawił się w sądzie na ogłoszeniu wyroku. Mecenas Mirela Grzęda, reprezentująca Biuro Ochrony Zwierząt, już zapowiada apelację. – Żądaliśmy 5 lat więzienia – mówi mecenas Grzęda.
Wyrok został ogłoszony o godz. 11.00. Na sali zielonogórskiego sądu rejonowego nie było Przemysława P. Od samego początku oskarżony nie stawiał się w sądzie. Z tego powodu sąd odczytywał jego zeznania, w których przyznał się do okrutnych zabójstw jeży.
Przemysław P. został skazany na 1,5 roku bezwzględnego więzienia, ma również zapłacić nawiązkę w wysokości 5 tys. zł. Mecenas Mirela Grzęda, reprezentująca zielonogórskie Biuro Ochrony Zwierząt już zapowiada apelację. – Żądaliśmy kary 5 lat więzienia. Samo przyznanie się nie może być traktowane przez sąd jako wyrażenie skruchy i tym samym okoliczność łagodząca – mówi mecenas Grzęda. Już sam materiał dowody w sprawie jest tak mocny, ze wystarczy do skazania sprawcy. – Czyn, jakiego wobec jeży dopuścił się ten mężczyzna jest tak drastyczny, że nie nadaje się do publikacji – mówi mecenas Grzęda.
Wyrok został zaostrzony nawiązką w wysokości 5 tys. zł. – Ten człowiek nie pracuje na stale. Utrzymuje się tylko z dorywczych prac. Wyegzekwowanie od niego nawiązki będzie bardzo trudne – zaznacza mecenas Grzęda. Sam wyrok ma jednak ważny aspekt. – Została orzeczona kara bezwzględnego więzienia, co w przypadku dręczenia zwierząt nadal jest rzadkością – wyjaśnia mecenas Grzęda. Apelacji nie wyklucza również prokuratura. – Prokurator wystąpi o uzasadnienie wyroku – mówi prokurator Zbigniew Fąfera, rzecznik zielonogórskiej prokuratury okręgowej. Wyrok nie jest prawomocny.
Przypomnijmy. Wszystko działo się w 2018 r. Pierwszego jeża przechodnie znaleźli 4 lipca, koło sklepu przy ul. Anny Jagiellonki. Sprawca przyniósł zwierzaka w reklamówce, oblał łatwopalną substancją i żywcem podpalił. W poniedziałek, 9 lipca, znaleziono 9 martwych jeży. Pięć dorosłych i cztery małe. Leżały na tyłach ul. Zamoyskiego. Kolejne spalone żywcem jeże zauważono w niedzielę, 15 lipca. Leżały ułożone w rejonie urzędu miasta.
Policjanci szukali sadysty. W terenie pracowali kryminalni. Do wszystkich policjantów trafiły zdjęcia z monitoringu jednego z pobliskich sklepów z mężczyzną podejrzewanym o spalenie pierwszego jeża. Ustalono, że za brutalnymi zabójstwami jeży stoi Przemysław P. Sytuacja była trudna. Przemysław P. nie ma stałego miejsca zamieszkania. Wiadomo było, że utrzymuje się tylko z prac dorywczych. Nie wiadomo było nawet gdzie szukać brutalnego sadysty.
W poniedziałek, 23 lipca, jeden z policjantów z patrolówki miał wolny dzień. Robiąc zakupy w sklepie zauważył 23-latka. Rozpoznał Przemysława P. z opisu oraz zdjęć z monitoringu. Policjant, nie czekając na nikogo, sam zatrzymał 23-latka. Na miejsce wezwał patrol policji. 23–latek był kompletnie zaskoczony zatrzymaniem. Nie spodziewał się myśląc, że pozostanie bezkarny w ukryciu.
Przemysław P. usłyszał zarzut zabicia 12 jeży ze szczególnym okrucieństwem. Przyznał się do winy. Zeznawał, że nie wie dlaczego to zrobił. Mówił, że najpierw podkarmiał jeże. Potem część jeży zatłukł butelką i część spalił żywcem, w tym młode jeżyki. Podczas przesłuchania dodał, że nie pamięta dlaczego przyszło mu do głowy zabijanie jeży.
Przemysław P. to osoba bezrobotna, mieszkająca na działkach. Jego bestialski czyn i bezmyślne wymordowanie jeży wstrząsnęło opinią społeczną w całym kraju.