Wysadziły mieszkanie w wieżowcu w Zielonej Górze. Cudem nikt nie zginął (ZDJĘCIA)

Na miejsce wybuchu natychmiast przyjechały służby ratunkowe. Strażacy zaczęli gasić pożar w mieszkaniu na drugim piętrze wieżowca. fot. poscigi.pl

Do wybuchu gazu w bloku przy ul. Wyszyńskiego 25 doszło dwa lata temu, około godz. 21.00. Siła wybuchu była ogromna. Szyby wypadały z okien, a huk słychać było w dużej części miasta. Sprawczynie to matka i córka. Obie trafiły do zamkniętego zakładu psychiatrycznego.

Huk wstrząsną okolicą w lipcu 2019 r. Na miejsce wybuchu natychmiast przyjechały służby ratunkowe. Strażacy zaczęli gasić pożar w mieszkaniu na drugim piętrze wieżowca. Ratownicy przeszukiwali wieżowiec i razem z policjantami wyprowadzali zdezorientowanych i wystraszonych mieszkańców. Było niebezpiecznie. Z okien co jakiś czas spadały szyby.

--- Czytaj dalej pod reklamą ---

Z mieszkania, w którym doszło do wybuchu, wydobywał się gęsty dym. Widać było również zniszczenia po wybuchu na klatce schodowej. Okna oraz części ścian mieszkania, w którym doszło do wybuchu, wyleciały kilkadziesiąt metrów dalej.

To cud, że nikt nie zginął. Cztery osoby trafiły do szpitala. Jedna z zawałem, jedna z atakiem paniki i dwie z zatruciem dymem. Dziesięć osób zostało uspokojonych na miejscu akcji przez ratowników medycznych i lekarzy.

53-letnia Monika i jej 77-letnia matka Danuta P. z mieszkania, w którym doszło do wybuchu zniknęły. Okazało się, że celowo odkręciły gaz w kuchence i uciekły. To dlatego doszło do potężnej eksplozji. Od razu ruszyły poszukiwania niebezpiecznych kobiet.

Danuta i Monika P. zostały zatrzymane 5 lipca przed godz. 18.00. Ukrywały się lesie koło ogródków działkowych na Jędrzychowie w prowizorycznym szałasie. Młodsza próbowała uciekać.

Do Danuty i Moniki została wezwana karetka pogotowia ratunkowego. Danuta uskarżała się na niedowład w nogach. Obie jednak do karetki poszły o własnych siłach w asyście policji.

Danuta P. i jej córka Monika. P. usłyszały zarzuty umyślnego sprowadzenia zagrożenia życia i zdrowia wielu osób oraz mienia w wielkich rozmiarach. Obie zostały aresztowane.

Na wniosek prokuratora obie kobiety zostały poddane badaniom psychiatryczno-psychologicznym w zamkniętym zakładzie.

Biegli stwierdzili, że w chwili popełnienia przestępstwa były niepoczytalne. Miały zniesioną zdolność rozpoznania znaczenia czynu i pokierowania swoim postępowaniem. Dodatkowo biegli uznali, że w związku ze stwierdzoną u obu kobiet chorobą jest wysokie prawdopodobieństwo, że w przyszłości dopuszczą się popełnienia podobnego czynu.

Prokurator wystąpił o leczenie obu kobiet w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym.