Sylwester A. na obserwację psychiatryczną został wysłany przez zielonogórski sąd. Jest oskarżony o brutalne morderstwo 62-letniego Stanisława z Borowa Wielkiego. Biegli uznali, że w chwili mordu był poczytalny. Sylwester przyznał się do zadania śmiertelnych ciosów ale utrzymuje, że bronił się… przed dużo starszym od siebie mężczyzną.
Do tragedii doszło 17 grudnia 2014 r. Do Borowa Wielkiego koło Nowej Soli (woj. lubuskie) została wezwana karetka pogotowia ratunkowego i policja. Jechali do mężczyzny ugodzonego nożem. Na miejscu okazało się, że ofiara zginęła od kilkunastu ciosów zadanych nożem w głowę, klatkę piersiową i szyję.
Bardzo szybko został zatrzymany podejrzany o morderstwo Sylwester A. 33-latek usłyszał od prokuratora zarzut zabójstwa. Grozi mu za to kara dożywotniego więzienia.
Na polecenie sądu Sylwester A. został poddany długiej obserwacji psychiatrycznej. Już wiemy, że biegli uznali go za poczytalnego. Oznacza to, że może odpowiadać przed sądem za morderstwo. – Jest poczytalny i doskonale wiedział co robi – mówi Piotr Marczenia, syn zamordowanego Stanisława. Z opinii psychiatrycznej wynika, że mężczyzna ma skłonność do wywyższania się na tle innych osób. Jest agresywny i taką ma również opinię we wsi. Kilka dni przed morderstwem zrobił awanturę w miejscowym sklepie. Ekspedientce groził śmiercią. Wcześniej, prawdopodobnie jadąc samochodem zepchnął z drogi swoją babcię, która jechała rowerem.
Ustalono już co się stało w feralny dzień przed klatką schodową bloku w Borowie Wielkim. Sylwester A. szalał na podwórzu. Krzyczał i przeklinał. Nie lubił swojego sąsiada Stanisława, bo ten zeznawał przeciwko niemu w sądzie. Sprawa dotyczyła znęcania się Sylwestra nad swoją babcią. Konflikt zaostrzał się. Sylwester miał nawet grozić rodzinie pana Stanisława oraz innym mieszkańcom bloku wysadzeniem w powietrze.
Stanisław zaszedł uspokoić szalejącego, agresywnego sąsiada. To tak bardzo rozjuszyło Sylwestra, że z nożem w ręku rzucił się na 62-latka. Zadawał bardzo silne ciosy. Uderzył kilkanaście razy w głowę, szyję oraz klatkę piersiową. Zadał również silny cios w oko.
Pan Stanisław nie miał żadnych szans. Ekipa pogotowia ratunkowego długo reanimowała ciężko ranną ofiarę. Bezskutecznie. Przy konającym ojcu stała córka Edyta Marczenia. Była również bezsilna. – Nic nie mogłam zrobić, a morderca tylko powiedział do mnie „niech sku…l zdycha” i odszedł jakby nic się nie stało – opowiada zrozpaczona pani Edyta.
33-letni Sylwester S. został zatrzymany w dniu zdarzenia w Borowie Wielkim przez patrol policji z Kożuchowa. Przed zatrzymaniem widziała go sołtys miejscowości. Mijała się z mężczyzną. Mówiła, że szedł głośno mówiąc „Zaj…łem go, zaj…łem”. Sylwester poszedł w kierunku domu swojej matki. Na podwórzu przed domem matki zatrzymali go policjanci.
Przed sądem przyznał się do zadania śmiertelnych ciosów nożem. Utrzymuje jednak, że bronił się. Mówi, że został zaatakowany przez 62-letniego sąsiada emeryta dorabiającego na pół etatu jako woźny w szkole. Mężczyźni mieli nawet się szarpać i przewrócić na ziemię podczas bójki. Tego nikt jednak nie widział. To jedynie zeznania oskarżonego o morderstwo.
Nie znaleziono narzędzia zbrodni. Noża szukali policjanci z zielonogórskiej prewencji. Użyto wykrywacza metalu. Sylwester A. nie potrafił wskazać miejsca, gdzie ukrył narzędzie zbrodni. Mówi, że to był scyzoryk z ostrzem o długości około 7 cm. – Ostrze nie było większe od szerokości mojej dłoni – wskazywał przed sądem. Wcześniej mówił jednak, że był to nóż sprężynowy. Potem powiedział, że nie było w nim żadnej sprężynki.