Chcieli spalić żywcem taksówkarza. Czekają na wyrok (ZDJĘCIA)

Kary po 6 lat więzienia zażądał prokurator dla Andrzeja M. i Wojciecha W. To bandyci, którzy porwali taksówkarza z Głogowa. Wozili mężczyznę w bagażniku, oblali benzyną i grozili spaleniem żywcem. Obrońcy oskarżonych chcą dla porywaczy nadzwyczajnego złagodzenia kary i nawet jej zawieszenia.

We wtorek 26 lipca sąd na krótko wznowił proces słuchając opinii biegłego lekarza. Sąd chciał ustalić czy ciosy, które zadawali taksówkarzowi porywacze podczas całego zdarzenia, zagrażały jego życiu. Zdaniem biegłego uderzenia w głowę zadawane były ze średnią siłą i nie zagrażały życiu mężczyzny. Po wysłuchaniu biegłego sąd zamknął przewód.

--- Czytaj dalej pod reklamą ---

Prokurator Artur Dryjas ze wschowskiej rejonówki  utrzymał swoje żądanie, czyli kary po 6 lat więzienia dla porywaczy. Przez cały proces podkreślał brutalność z jaką działali sprawcy. Oskarżyciel zdaje sobie jednak sprawę z tego, że po ostatnich, wtorkowych zeznaniach biegłego kwalifikacja czynów zarzucanych Andrzejowi M. i Wojciechowi W. może uleć zmianie na łagodniejszą.

Obrona utrzymała to, o co wnosiła, czyli nadzwyczajnego złagodzenia kar i nawet ich zawieszenia dla obu oskarżonych. Obrona podkreśliła, że jeden z oskarżonych jest osobą młodocianą i dotychczas nie wchodził w konflikty z prawem. Sąd wyda wyrok po przerwie.

Do tragicznych dla pana Jacka z Głogowa wydarzeń doszło 12 grudnia ub.r. Pan Jacek, były już taksówkarz, pojechał po ostatnie zlecenie. Miał zabrać klientów do Serbów pod Głogowem. Pijani Andrzej M. i Wojciech W. zamówili kurs do Starych Serbów. Pojechali, ale nie chcieli zapłacić za kurs. Wtedy zaczęło się piekło.

Bandyci porwali taksówkarza. Bili i wrzucili do bagażnika. Grozili mężczyźnie śmiercią. W pewnym momencie Wojciech W. przystawił palec do głowy pana Jacka. – Powiedział, że ma klamkę i mnie zap…oli – relacjonowała ofiara przed sądem. Wojciech kazał udręczonemu mężczyźnie odmawiać pacierz. Padło również pytanie, czy taksówkarz ma łopatę, którą wykopie sobie grób. – Kiedy powiedziałem, że nie mam łopaty to usłyszałem, że grób wykopię sobie własnymi łapami – mówi taksówkarz.

Bandyci wozili pana Jacka w bagażniku kilka godzin. W szczerym polu Andrzej chwycił za baniak z benzyną i oblewał nią pana Jacka. – Mówił, że spali mnie i samochód – mówi pan Jacek. Na koniec porzucili ofiarę w nieoświetlonym aucie z zamkniętym bagażnikiem na środku drogi we Wschowie.