Życie Wiktorii i jej rodziny zmieniło się na zawsze, 6 czerwca. Przedszkole i marzenia o upragnionych wakacjach zostały zastąpione przez szpital, badania i chemioterapię. Zamiast wakacyjnych widoków na morze są widok z okna szpitalnego i cierpienie.
Początek choroby nie zwiastował niczego złego. Na początku przy prawej skroni Wiktorii pojawiła się niewielka opuchlizna. Rodzice poszli na USG. Lekarz stwierdził, że to może być niegroźny tłuszczak i poprosił o konsultację z chirurgiem.
– Nie dawało nam to jednak spokoju, więc następnego dnia udaliśmy się na SOR. Tam tłuszczak został wykluczony. Natomiast dostaliśmy pilne skierowanie na rezonans. Lekarze mieli podejrzenia, które chcieli potwierdzić lub wykluczyć – informuje rodzice Wiktorii.
W szpitalu w Zielonej Górze, przeprowadzono badanie w znieczuleniu ogólnym. – Wtedy nasz świat się zatrzymał. Szok, niedowierzanie i ogromna rozpacz – piszą rodzice czterolatki.
Trafili na Kliniczny Oddział Onkologii i Hematologii Dziecięcej. USG wykazało guza w nadnerczu i guza węzłów chłonnych. Dodatkowe badania w Warszawie, pokazały, jak bardzo ten potwór – neuroblastoma IV stopnia z przerzutami do kości i szpiku – rozpanoszył się w drobnym ciele naszej córeczki.
Wiktoria jest po dwóch dawkach chemioterapii. Zniosła je dzielnie, dostała nawet przepustkę do domu, na dwa dni. Mogła wreszcie spotkać się z siostrzyczką, która niewyobrażalnie tęskni. Dziewczynki zawsze się przytulały, zawsze mówią sobie „kocham cię”. Mogła spotkać się z dziadkami, którym pęka serce z rozpaczy. Radość była ogromna, ale też chwilowa, bo zaraz musiała wrócić na Oddział.
Na oddziale Wikusia często śmieje się z „ciociami”, a w jej brzuszku jest „szogun” (czyli cewnik Broviaca), któremu trzeba dać pić (podać za jego pomocą leki), a kropelki polecą do brzuszka. Ciocia Ania mówi, że musi być siła, masa i kiełbasa, a poza tym „Wiktoria” znaczy „zwycięstwo”! Na pewno pomaga jej też opieka w szpitalu i masa prezentów, jakie dostaje.
W sali zabaw, gdzie jest nawet pianino, może pojeździć samochodzikami i pobawić się z dziećmi w różnym wieku.
Po chemii już wypadają jej włoski. Mówimy jej, że to przejściowe, że odrosną, ale Wikusia chciałaby mieć „takie zakładane włoski”, jak starsze dziewczyny na oddziale. Czyli perukę, żeby wyglądać jak one i jak inne dzieci.
Wikusia to pogodna, roześmiana dziewczynka, zawsze pełna życia i energii. Wraz z sześcioletnią siostrą Julią uwielbiają oglądać bajki i programy dla dzieci, kolorować, wyklejać. Wiktorii niestraszne są puzzle i LEGO, a w układaniu ich towarzyszą jej ukochane pluszaki. W jej życiu najważniejszy jest kolor różowy, tęcze i jednorożce.
Wiktoria kocha też truskawki, kotleciki, rosołek i bigos, który najlepiej przygotowuje babcia. No i lody, wiadomo – szczególnie, kiedy na opakowaniu jest kotek, bo to jej marzenie. Żeby w naszym domu był też kotek.
Przed malutka długi okres leczenia, ale my się nie poddamy! Najbliższy plan to 8 cykli chemioterapii. Dodatkowo we Wrocławiu pobranie szpiku z krwi obwodowej do zabezpieczenia. Po 3 cyklu, ponownie Wiktorii pobiorą szpik, żeby zobaczyć czy chemioterapia przynosi efekty.
We wtorek, 23 lipca, na palcu przy Al. Niepodległości 12 odbędzie się festyn dla Wiktorii. Będą sprzedawane ciasta, pchli targ i nie tylko, żeby pomóc małej walczy z potworną chorobą. Festyn zacznie się o godz. 16:30 i potrwa do godz. 19:30.