Urszula, ciężko ranna w wybuchu paczki bomby w Siecieborzycach wyszła z zielonogórskiego szpitala. Kobietę i jej dzieci ratowało kilkadziesiąt osób

Wszystko wydarzyło się w poniedziałek, 19 grudnia, w domu w Siecieborzycach.

Jak informuje zielonogórski szpital uniwersytecki, miesiącu pobytu wyszła Urszula, która ucierpiała podczas wybuchu paczki bomby w Siecieborzycach. Ciężko ranna kobieta śmigłowcem trafiła do szpitala, a karetkami dojechało jej dwoje rannych dzieci.  Śledztwo w sprawie zamachu na życie rodziny cały czas trwa, prowadzi je zielonogórska prokuratura okręgowa.  

Wszystko wydarzyło się w poniedziałek, 19 grudnia, w domu w Siecieborzycach. 31-letnia kobieta oraz jej 2,5-letni synek Bartosz na schodach swojego domu zauważyli paczkę. Chłopczyk wniósł pakunek do domu. W pomieszczeniu była też Ola, 7-lentia córka Uli.

--- Czytaj dalej pod reklamą ---

Nauczycielka zaczęła otwierać paczkę i wtedy doszło do wybuchu jej zawartości. Metalowe odłamki siłą wybuchu powbijała w ciała Uli, jej córki oraz 2,5-letniego synka Bartosza. Kobieta doznał poważnych urazów rąk, twarzy i tułowia. 7-latka również została ciężko rana ranna. Poważnie ranny został również 2,5-latek.

Urszula do szpitala w Zielonej Górze trafiła śmigłowcem lotniczego pogotowia ratunkowego. Dzieci zabrały karetki. W dniu zdarzenia wszyscy byli operowani. Ula kilka godzin leżała na stole operacyjnym. Podobnie Ola. Potem wszyscy zostali wprowadzeni w stan śpiączki farmakologicznej.

Wybuch paczki bomby w Siecieborzycach

– Zadziałała cała procedura Centrum Urazowego w warunkach SOR ze wszystkimi niezbędnymi specjalistami. Na każdym etapie działaliśmy bardzo sprawnie, interdyscyplinarnie i szybko – podkreśla dr n. med. Bartosz Kudliński, kierownik Klinicznego Oddziału Anestezjologii i Intensywnej Terapii.

Urszula spędziła pierwsze dni po zdarzeniu spędził na Oddziale Anestezjologii i Intensywnej Terapii. Jak informuje szpital uniwersytecki, wcześniej bezbłędnie spisali się medycy z Lotniczego Pogotowia Ratunkowego oraz karetek, które przywiozły poszkodowane dzieci i babcię.

Od momentu przywiezienia pacjentki do szpitalu, po 7 minutach doszło do pierwszej interwencji chirurgów na Centralnym Bloku Operacyjnym. – Naszym zadaniem było przygotowanie odpowiedniego zespołu urazowego, skoordynowanie działań różnych zespołów terapeutycznych, zabezpieczenie pacjentki i przekazanie w tym wypadku na CBO. To zagrało – mówi lekarz Szymon Michniewicz, kierownik SOR.

W pierwszych godzinach panią Urszula zajęli się również ortopedzi. Chodziło o ręce rannej kobiety. Następnie okuliści ratowali wzrok pani Urszuli. Następnie znowu pracowali ortopedzi oraz chirurdzy. Jak informuje szpital uniwersytecki w ratowanie zdrowie i życie pani Urszuli zaangażowali się również psychologowie, diagności oraz pielęgniarki.

Kiedy dojdzie personel, który zajmował się babcia i dziećmi pani Uruszli, to było to kilkadziesiąt osób.