Mord deską w Klasku. Sąd czeka na kolejną opinię biegłych

Sprawa morderstwa w Kalsku przeciągnie się. – Powołano biegłych z Zakładu Medycyny Sądowej z Poznania, którzy mają wydać opinię w sprawie – tłumaczy prokurator Krzysztof Pieniek, zastępca Prokuratora Rejonowego w Świebodzinie.

Sprawa została odroczona z urzędu.  Sąd poczeka na opinię biegłych z Zakładu Medycyny Sądowej w Poznaniu. Mają oni między innymi powiedzieć czy ofiara mogła wyjść z kurnika o własnych siłach zaraz po zadaniu ciosów deską w głowę.

--- Czytaj dalej pod reklamą ---

Podczas wrześniowej rozprawy lekarz, biegły sądowy stwierdził, że morderca zadał ofierze kilkanaście lub kilkadziesiąt ciosów w głowę. Uderzał z całej siły deską. Biegły podkreślił również, że ofiara po otrzymaniu takiej ilości silnych ciosów, z których przynajmniej jeden był śmiertelny, nie była w stanie wyjść z kurnika o własnych siłach. Tymczasem ciało zostało znalezione na zewnątrz.

Biegły podkreślił, że obrażenia na głowie ofiary mogły powstać również od kopania miękkim butem. Możliwe więc, że mężczyzna został przez mordercę skopany na zewnątrz i zostawiony aż umarł. Biegły podkreślił, że ciosy zadawane zza siebie, o których mówi oskarżony, nie mogły spowodować śmierci mężczyzny. Byłyby za słabe.

Do morderstwa doszło 3 stycznia b.r. Co się wydarzyło w kurniku w Kalsku koło Sulechowa? Był mroźny dzień. Z pracy wracał lekarz, który przy drodze zauważył leżącego mężczyznę. Zatrzymał się, ale na pomoc było za późno. Mężczyzna już nie żył. Na miejsce przyjechała policja i prokurator, który zadecydował o sekcji zwłok. Wtedy okazało się, że ofiara została zatłuczona deską. Morderca uderzał z całej siły w głowę.

Śledczy błyskawicznie doszli do podejrzanego. To 30-letni Waldemar K., znany w okolicy meliniarz. W feralny dzień pił razem z kompanami. Pustostan po kurniku był ich meliną. Z ofiarą nie lubił się od dawna. W pewnej chwili doszło do sprzeczki między mężczyznami. Ofiara, jak wynika z zeznań oskarżonego, miała być za nim i chwycić go od tyłu. Waldemar zadawał ciosy deską na oślep uderzając za siebie. Pobity mężczyzna wyszedł z kurnika, upadł na ziemię i umarł. To jedna z wersji tragicznych wydarzeń. Druga jest o wiele gorsza.

Ofiara miała zostać zatłuczona deską przez Waldemara. Po wszystkim morderca wyniósł ciało na zewnątrz, a sam wrócił do kurnika dalej pić. W chwili zatrzymania przez sulechowską policję był pijany.

Jeszcze inna wersja zdarzeń zakłada, że pobity mężczyzna o własnych siłach wyszedł z kurnika. Jeden ze świadków zeznał, że leżał na zewnątrz i charczał. Morderca wyszedł za nimi i w pijackim amoku skopał go zadając śmiertelne ciosy w głowę.